|
Merkaba i zwiedzanie Egiptu
Termin: 20-27 listopada 2009
|
.
To był drugi wyjazd na Merkabę do Egiptu zorganizowany przez Agnieszkę Jurko z lokalnym przewodnikiem Mohamedem Yossry. Wyjazd był prowadzony przez Toma de Winter, który po raz kolejny uczył medytacji Merkaba. Ja natomiast prowadziłam zajęcia z pracy z głosem, relaksacje oraz śpiewałam. Był to niezwykle urozmaicony i interesujący czas nie tylko na ścieżce duchowej, ale również świetnie się razem bawiliśmy. To, co wniosło tak odmienną jakość do całego wyjazdu, to było to, że cała grupa zjednoczyła się w praktykach duchowych. Pozwoliło nam to na doświadczanie wszystkiego w sposób bardziej harmonijny i na głębszym poziomie.
Odbyliśmy dwie wycieczki do Luksoru i Kairu, które były świetnie zorganizowane. Oczywiście wyjeżdżaliśmy z Hurgady, co oznaczało wstawanie z łóżka w środku nocy i spanie w autokarze, ale było warto.
Kiedy pojawiły się przed nami bujne zielone pastwiska nad brzegami Nilu w okolicach Luksoru, miałam takie samo uczucie, jak ostatnim razem wracałam do domu. Jak dojeżdża się do Luksoru - wszystko ożywia się - wraz z miasteczkami rozrzuconymi wzdłuż rzeki, małymi gospodarstwami, walącymi się domami, kozami, osiołkami, psami, dziećmi i wszystkim, co jest związane z życiodajnymi wodami Nilu.
Na początku skierowaliśmy się do Doliny Królów, gdzie po raz kolejny byłam oczarowana pięknem i spokojem panującym wewnątrz grobowców i niesamowitymi malowidłami ożywiającymi ściany. We wszystkich miejscach, które odwiedzaliśmy Tom prosił mnie, abym śpiewała. To było dla mnie niesamowite posłuchać, jak mój głos rezonował w świętych miejscach– zaszczyt, którego niewielu piosenkarzy mogło doświadczyć. Ale jeszcze więcej przeżyliśmy w Świątyni Królowej Hatszepsut. Świątynia została odnowiona przez polskich archeologów i jest położona w dolinie otoczonej kamiennymi wzgórzami. Podczas gdy nasza grupa kierowała się w stronę długich rzędów schodów, dwa orły zataczały kręgi nad nami (to znak ducha u rdzennych Indian). W połowie schodów Tom zaprowadził nas do małej świątyni po lewej stronie, którą Hatszepsut poświęciła boginii Hathor (lub Wenus) i poprowadził nas, abyśmy połączyli się z energią planety Wenus śpiewając 108 razy mantrę El Kalim Om. Jak skończyliśmy, Tom zaszeptał mi do ucha: „Zaśpiewaj coś o wysokich dźwiękach”. Wiedział po prostu, że te wysokie dźwięki były potrzebne do uzyskania połączenia. Tak więc stanęłam z zamkniętymi oczami i pozwoliłam, aby głos się ze mnie wydobywał. Głos się podnosił coraz bardziej i nie będąc świadoma tego, wytworzyło się echo w świątyni i w otaczających dolinę skałach, tak że inni zwiedzający najwyraźniej również go słyszeli. Czułam niesamowitą energię jak mój głos łączył się z każdym kamieniem świątyni Hathor. Kiedy skończyłam i otworzyłam oczy, pojawiła się delikatna panika wśród strażników świątyni, ponieważ najwyraźniej śpiewanie w ten sposób bez pozwolenia było ściśle zabronione! Ale bardzo się cieszę, że to zrobiłam. Mam wrażenie, że coś głęboko we mnie zostało uzdrowione i po tym doświadczeniu czułam się niesamowicie szczęśliwa i wypełniona spokojem.
W świątyni Karnak, którą uważam za piękną i magiczną, usiedliśmy na nasłonecznionych skałach w odosobnionym miejscu. Zestroiliśmy się z energią i razem wydawaliśmy dźwięki. Mogłabym tam siedzieć całą noc wpatrując się w kształt świątyni i słuchając szeptów starożytnych ludzi. W trakcie gdy grupa miała czas wolny, jeszcze raz poszłam do miejsca znanego jako Świątynia Uzdrowienia, gdzie samotnie usiadłam w ciszy opierając się o ogromne kolumny i łącząc się ze świętymi symbolami pokrywającymi je, prosząc, aby wszystkie części mojej wewnętrznej mądrości mogły się w tym momencie obudzić.
Abyśmy mogli zostać dłużej w Luksorze zamówiliśmy specjalny konwój. W przeciwnym razie musielibyśmy wyjechać z miasta przed 18.00 aby przejechać przez pustynię. Dzięki temu mieliśmy czas na zwiedzenie - magicznej zwłaszcza w nocy - świątyni Luksor z długim szeregiem pięknie oświetlonych posągów. Zwiedziliśmy też otwartą dla turystów salę koncertową wykorzystywaną do celów muzycznych, zarówno w dawnych czasach jak i obecnie.
Dzień, w którym mieliśmy zwiedzać Kair został zmieniony. To jest coś, co trzeba po prostu zaakceptować w Egipcie, gdzie wszystko jest uzależnione od zezwolenia i decyzji urzędnika, więc czasami plany mogą ulec zmianie w ostatniej chwili. Rezultat był taki, że nasz astrolog Romek powiedział, że odwiedzimy Wielką Piramidę w astrologicznym aspekcie ... nagłej śmierci Ego! Przez chwilę stanowiło to wyzwanie dla niektórych uczestników aż Tom pomógł przygotować się grupie poprzez skoncentrowanie uwagi tego dnia na „umieraniu jakiejś części siebie” i „uwolnieniu się od ego”.
Po raz kolejny wyjechaliśmy wcześnie rano. Mieliśmy długą podróż autokarem do Kairu. Jednak wycieczka była fantastyczna. Zaczęliśmy od zwiedzenia kościoła koptyjskiego Św. Marii, zbudowanego w miejscu, gdzie prawdopodobnie zatrzymała się Święta Rodzina w drodze do Ziemi Świętej. Fascynujące było przebywanie w kościele i słuchanie ludzi mówiących po arabsku oraz widok uczestniczących kobiet egipskich z przykrytymi głowami. Następnie pojechaliśmy do Muzeum Kairskiego wypełnionego tyloma eksponatami, że można by tam spędzić cały tydzień nie nudząc się! Mohamed zorganizował dla nas wspaniały lunch na pokładzie luksusowego statku na Nilu i poinformował, że możemy mieć prywatny czas tylko dla naszej grupy na dole przy Sfinksie (za dodatkową opłatą dla urzędników). Wszyscy byli bardzo podekscytowani, ponieważ Sfinksa otacza dość wysokie ogrodzenie i nie pozwala się zwiedzającym na podejście do niego tak blisko. Tom zaproponował, abyśmy zrobili medytację pomiędzy łapami tego ogromnego stworzenia! Ale najpierw odwiedziliśmy piramidę Cheopsa. Było gorąco, duszno, pociliśmy się, ale inspirujące było, jak chodziliśmy w dół i w górę korytarzami z dolnej komnaty do komnaty Królowej i w końcu do komnaty Króla. Coś niesamowitego się działo, gdy grupa razem wydawała dźwięki w tych komnatach i naprawdę, aby tego doświadczyć, trzeba się tam znaleźć. To jest bardzo mocne. Jak wypełniliśmy komnatę Króla świętymi dźwiękami, miałam uczucie, jakby cały czubek piramidy się obracał i wydobywało się z niego światło - jak z jakiegoś nadajnika elektrycznego.
Urzędnicy w ostatniej chwili zmienili godzinę wejścia do piramidy. Planowaliśmy najpierw pójść do Sfinksa, ale coś się stało i wysłali nas do piramidy Cheopsa. W tej sytuacji zostało nam tylko 30 minut na Sfinksa. Ale co to były za minuty! Jak zeszliśmy na dół ścieżką w kierunku Sfinksa, spojrzałam na otaczającą pustynię. Nad ogromnymi kształtami piramid zapadała noc, rosnący księżyc rozjaśnił niebo pełne gwiazd i pojawił się na ciemno-granatowym tle, gdzie widać było głowy dwóch wielbłądów zmierzających w kierunku wydm piaskowych. To był obraz, który zatrzymam na zawsze w pamięci. Grupa zebrała się pomiędzy gigantycznymi łapami na medytację, a ja zaśpiewałam piosenkę „Pokój w dolinie”, która świetnie pasowała w tym momencie. Jak śpiewałam, byłam świadoma obecności ogromnego Sfinksa górującego nade mną i ściany zbudowanej poniżej jego piersi, pokrytej świętymi symbolami, które były dla mnie tak magnetyzujące, że zawołałam Agnieszkę, aby zrobiła zdjęcie. Umieściłam moje dłonie na symbolach i wibracje wypływał z nich tak intensywnie, że moje ręce zaczęły drżeć. Jednocześnie modliłam się, abym mogła w pełni wykorzystać moją moc i służyć bez udziału ego. Było to niesamowite, bardzo mocne uczucie i prawdziwy dar.
Obok wspaniałej duchowej wspólnej podróży przeznaczyliśmy również czas na zabawę. Jedno popołudnie spędziliśmy jeżdżąc po pustyni na quadach. Każda osoba miała głowę pięknie owiniętą w tradycyjnym stylu przez miejscowych, tak aby piasek nie przedostawał się do oczu, ust ani nosa. Następnie przyjechały po nas białe jeepy, aby nas zawieźć (raczej podskakując:) przez pustynię do miejsca, w którym wspięliśmy się po wysokich skałach, usiedliśmy na wierzchołku i razem wykonaliśmy medytację. Było tak spokojnie. Jedynie piasek, słońce, powietrze i cisza. Tylko jedno drzewo na horyzoncie. Następnie radośnie ześlizgneliśmy się z piaszczystych wydm po drugiej stronie i zostaliśmy zawiezieni do wioski beduińskiej, gdzie jeździliśmy na wielbłądach i oglądaliśmy pokazy sztuki tradycyjnej (kolorowy piasek w szklanych butelkach, pieczenie chleba). Następnie zjedliśmy kolację z pokazami tańca brzucha i niesamowitym, młodym wirującym derwiszem, który sprawiał, że kręciło się w głowie od samego patrzenia na niego!
Kolejnego dnia popłynęliśmy łodzią ze szklanym dnem na rafę koralową. Wspaniale było być tak blisko dna morza i obserwować wielokolorowe ryby. Poprowadziłam medytację z dźwiękiem pod wodą i muszę przyznać, że było to cudowne połączyć się z dźwiękiem świata podwodnego. Jak cała grupa wydawała dźwięki, miałam uczucie jedności ze wszystkim stworzeniami. Następnie chwyciłam gitarę i po prostu zaśpiewałam przepływającym obok rybom – to była świetna zabawa!
Podczas naszych wycieczek do Kairu i Luksoru udało nam się również odwiedzić instytut z oryginalnymi papirusami, warsztat rzeźbiarski w alabastrze oraz sklep medycyny alternatywnej, której właściciel osobiście sporządza kompozycje olejków na poszczególne czakry i pięknie pachnące olejki np. olejek o nazwie „uleczanie duszy”.
Podczas mojego poprzedniego pobytu dwie Polki podarowały mi piękną, turkusową, haftowaną galabiję, którą często nosiłam podczas tej podróży. Okazało się, że Egipcjanie bardzo lubią, jak Europejczycy noszą tradycyjne stroje szanując w ten sposób ich kulturę. I muszę przyznać, że te długie suknie przynoszą naprawdę chłód w gorącym słońcu.
Ta podróż była inna od poprzedniej i jestem pewna, że każda następna również będzie inna. Przywiozłam z niej wiele upominków, zrozumienia, wiedzy oraz dużo radości i przyjaźni. Ale oto ostatnia informacja dla Ciebie. Czytanie o tym i oglądanie zdjęć nie jest wystarczające. Musisz się tam znaleźć i doświadczyć tego samemu. Przyłącz się do nas!
Shirlie Roden 1 styczeń 2010
(tłumaczyła Kinga Modłkowska) |